sobota, 18 lipca 2015

4.7 "Wszystkiego najlepszego, Słońce'

Słucham: Chet Faker - I'm Into You


                  Nadszedł sylwester. Przez cały dzień w telewizji pokazywali zakończenie roku w różnych miejscach na świecie. Od rana było słychać strzały petard. W sklepach panowały kolejki. Wszyscy kupowali alkohol.
                  Wojtek wszedł do pokoju, w którym Kaja malowała paznokcie.
                  – Kaja! Idę do sklepu. Prosili, by każdy przyniósł coś do picia, rozumiesz.
                  – Jasne. Kup jeszcze coś do picia do domu. Nie wiem, jakiś sok pomarańczowy, czy coś.
                  Włodarczyk kiwnął głową, założył kurtkę i czapkę i wyszedł z domu. Na dworze panował duży ziąb. Szybko załatwił sprawę dotyczącą zakupu alkoholu i wrócił do domu. Razem z Rudą zjedli obiad i zaczęli się szykować. Kaja założyła fioletową sukienkę do połowy ud, włosy podkręciła, a grzywkę spięła do góry. Do tego nałożyła czarne szpilki, odpowiednio się pomalowała i była już gotowa do wyjścia. Wojtek założył fioletową koszulę i czarny garnitur. Zamówili taksówkę i udali się pod hotel z restauracją, w której miało odbyć się to całe zamieszanie. Byli ostatni, ale nie spóźnili się. Siedzieli przy stoliku razem z Karolem Kłosem i Olą oraz z Maćkiem Muzajem i Moniką. Wszystko rozpoczęło się punktualnie o godzinie 20. Najpierw przemówienie prezesa Piechockiego i oficjalne otwarcie imprezy.
                  – Ktoś ma jakieś pytania? – zapytał pan Konrad. Na sali panowała cisza, ale w pewnym momencie rękę podniósł Michał Winiarski. Zupełnie jak w szkole.
                  – Michale?
                  – Ja mam pytanie do trenera. – było widać zdziwienie na twarzach wszystkich zgromadzonych.
                  – Słucham cię, Michał – przejął mikrofon Miguel.
                  – No bo... No bo ja... – nie umiał się wysłowić. Było widać zmieszanie na jego twarzy.
                  – Michał, mów... Czasu nie ma – pogonił go trener.
                  – Kiedy będzie trening? Bo ja nie wiem ile mogę wypić, no a jak jutro będzie ten trening, no to wtedy prawie nic nie mogę wypić, bo przecież z kacem to jak ja będę trenował? No, a poza tym to przecież najważniejsze mecze teraz są, no i jak to beze mnie tak ten no... – przeczesał włosy ręką. Michał jeszcze nic nie wypił, a tak się zachowywał...
                  – Michał! – krzyknęła Dagmara i zdzieliła go po głowie. Cała sala wybuchła śmiechem.
                  – Winiar, spokojnie. Możesz pić ile chcesz. Trening będzie 2 stycznia. – odpowiedział z uśmiechem Miguel.
                  Zaczęło się sztywno. Muzyka leciała, nikt nie tańczył, ale po godzinie większość siatkarzy była wstawiona, dlatego na parkiecie było co raz więcej ludzi. Kaja z Moniką udały się na zewnątrz, trochę się przewietrzyć. Na niebie można było już zaobserwować pierwsze sztuczne ognie. Stały i rozmawiały z 30 minut. Tego im było potrzeba.
                  Wróciły do lokalu, zajęły swoje miejsca. Wraz ze swoimi partnerami ruszyły na parkiet. Od Wojtka było już czuć dużą ilość alkoholu, jednak trzymał się na nogach. Przetańczyli cała godzinę, gdy podszedł Winiar.
                  – Odbijany! – wydarł się, a Wojtek wyraźnie posmutniał.
                  – Tylko nie za długo, bo będę zazdrosny! – wybełkotał i puścił oczko.
                  Kai się podobało. Stwierdziła, że co jak co, ale Winiar jest tu najlepszym tancerzem. Przetańczyła jeszcze z Karolem, Kacprem Piechockim, Brdjovicem i Conte. Padnięta wróciła na swoje miejsce. Nie miała siły ruszyć ręką. Siedziała przy stoliku sama. Wojtek wywijał na parkiecie z Olą, Maciek z Dagmarą, a Monika z Wroną. Ni stąd, ni zowąd koło niej usiadł Marechal. Porozmawiali chwilę o wszystkim i o niczym. Kaja cieszyła się, że pracuje w Skrze. Wszyscy byli dla siebie jak rodzina. Fakt, zdarzały się małe kłótnie, ale szybko się o nich zapomniało i znowu było jak dawniej.
                  Przed 24 nastąpiło wielkie odliczanie. Po 10 sekundach niebo było pełne kolorowych fajerwerków. Wszyscy składali sobie życzenia.
                  – Wszystkiego najlepszego, Słońce. Żeby ten rok był jeszcze lepszy, żebyśmy wytrwali. Jak najmniej kłótni, jak najwięcej... no wiesz – przyjmujący poruszył znacząco brwiami – No i czego sobie zapragniesz w tym nowym roku! - pocałowali się.
                  – Wojtek, wiesz, że nie umiem składać życzeń, więc... Życzę ci tego samego – zaśmiała się – Kocham cię!
                  – Ja ciebie też!
                  – No moje kochane gołąbeczki! - oho, wtargnął Kłos ze swoim towarzyszem Wroną – Wszystkiego co sobie wam dusza zapragnie!
                  – Spełnienia marzeń! – krzyknął Andrzej
                  – Wojtku, mistrzostwa w tym roku! Kaju, żebyś jak najmniej musiała nas masować, bo się przemęczysz i co będzie? – zaśmieli się.
                  – No i najważniejsze! Karolu... – zapowiedział Wrona
                  – Żeby w tym roku jeszcze nie narodziło się małe, rude siatkarzyniątko! – wrzasnęli wspólnie.
                  – Bo co jak co, ja jeszcze wujkiem nie chce zostać – powiedział Karol.
                  – Pamiętajcie, żadnego seksu przed ślubem!
                  – Ups... – wymsknęło się Wojtkowi
                  – Oj, Andrzej, mówiłem, żebyś tego nie mówił, bo to logiczne, że już dawno po! – wyraźnie było widać udawany smutek Karola – dobrze, że biedny Wojtek nie będzie nic pamiętał.
                  – W..w..wcaleee niee! Jaaa wszyyystko pamiętać będę – powiedział ledwo co trzymając się na nogach.
                  – Ehe.. właśnie widzimy. - głos zabrał Wronaty. Wpatrywali się w Wojtka, który zasypiał na stojąco i wybuchli śmiechem.
                  – Dobra chłopaki, wiecie co, ja go może zaprowadzę do stolika, niech sobie posiedzi odpocznie. – środkowi kiwnęli twierdząco głową - Dzięki jeszcze raz za życzenia, do zobaczenia potem.
                  Dali sobie całusy w policzek (oczywiście Kaja-Karol i Andrzej-Kaja, żeby nie było, że Karol z Andrzejem też się pocałowali!) i Kaja odprowadziła Wojtka do stolika. Impreza potrwała do 3 nad ranem. Każdy siatkarz wraz z osobą towarzyszącą mieli zarezerwowany pokój w hotelu. Każdy pokój taki sam. Zielono-brązowe pomieszczenie. Na przeciw drzwi, wejście na balkon, Duże dwuosobowe łóżko z baldachimem. Duży telewizor na ścianie, pod nim małe szafki i lodówka. Po lewej stronie łóżka, wielka brązowa szafa i zaraz przy drzwiach wejściowych, wejście do łazienki. Jednak z łazienką nie było nic niesamowitego. Typowo hotelarska.
                  Para położyła się, Wojtek przytulił Rudą i obydwoje udali się w krainę Morfeusza. Obudzili się koło 14. Siatkarz cierpiał na ból głowy, ale na całe szczęście Ruda miała ze sobą tabletki i małą wodę niegazowaną. Szybko mu to podała
                  – Jesteś wspaniała – powiedział.
                  Leżeli tak do 16. W końcu podnieśli się i zaczęli się szykować do wyjścia. Wojtek zamówił taksówkę i po 40 minutach byli już w domu. Tak świętowali pierwszy dzień 2015 roku. Rok wielu wyzwań i poświęceń. Rok przed Igrzyskami Olimpijskimi.



_______________________________________________


                  Wróciłam. Chcę to skończyć. Jesteście wspaniali, bo mimo, że nie pisałam nic od grudnia, wyświetlenia nadal rosną! Kocham Was i mam nadzieję, że odbije się to na komentarzach... Chociaż, czego ja mogę po Was oczekiwać. Ale śmiało, możecie po mnie jechać w komentarzach. Nie obrażę się.
Do następnego:))

2 komentarze:

  1. To dzięki mnie wróciłaś! :3 czekam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że jesteś wreszcie ;)
    Rozdział świetny *.*
    Pozdrawiam i weny :*
    PS: W wolnym czasie zapraszam do siebie na Niko, Nastkę i Wojtka ;3
    http://milosc-jest-jak-wiatr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń